wtorek, 8 maja 2012

Porozmawiajmy o grach #2: Jestem kolekcjonerem!


Swego czasu, byłem bardzo zachwycony Steamem - możliwością kupowania gier po zaiste, nieprzyzwoicie niskich cenach w czasie trwania promocji. Lecz owy zachwyt nie był zbyt trwały, gdyż zrodziło sie pytanie: jestem graczem czy kolekcjonerem?

Nim zacznę, wspomnę o jednej rzeczy - wiem że ceny na Steamie w przeliczeniu na złotówki nie są  może zbyt korzystne, ale nie jest to ważne w tym tekście.

Otóż, dystrybucja cyfrowa poza wieloma zaletami, jak np. tym, że możesz odpalić grę na dowolnym komputerze podpiętym do sieci (o ile oczywiście spełnia wymagania sprzętowe owej gry), posiada wg mnie jeden, ogromny minus - brak pudełek. Brak płytek, brak instrukcji (z której to i tak coraz częściej rezygnuje się w samych pudełkowych edycjach) - nie masz żadnego namacalnego dowodu na zakup owego produktu.
Moja "namacalna" kolekcja :)
Jasne, zwykły gracz się nie będzie tym przejmował. On chce mieć tylko grę by w nią zagrać. Nie obchodzi go czy będzie miał pudełko czy też nie, ważne że kupił ją tanio - co też dystrybucja cyfrowa mu umożliwia. Cóż, myślałem że sam należę do tej grupy, że jestem po prostu tylko graczem. Niestety, z biegiem czasu, jak rosła moja kolekcja gier nabytych cyfrowo, uświadomiłem sobie - myliłem się.

Jestem kolekcjonerem (nie mylić z ludźmi nabywającymi edycje kolekcjonerskie) - oprócz chęci posiadania namacalnego dowodu że jestem właścicielem danej gry, chcę też mieć co postawić na półce, mieć czym sie pochwalić przed innymi. Chcę, by każdy kot mnie odwiedzi, spojrzał na te gry i z podziwem powiedział: "Rany! Stary, świetna kolekcja!" (lub też: "Ja pierdzielę, ale nolife..."). I właśnie ten efekt jest niestety trochę psuty przez dystrybucję cyfrową - bo jak pochwalić się grą, której nie mam na półce?

Pewnie za chwilę rozwieję ostatnie powody by uznawać mnie za normalnego, ale... Kupuję czyste DVDBoxy, drukuję okładki i wypalam płyty instalacyjne wszystkich gier zakupionych przeze mnie cyfrowo. Że co, że głupi jestem? Może. Jednak poza walorem estetycznym takich pudełek, mam też płytę instalacyjną - co mi strasznie ułatwia życie z powodu mojego łącza internetowego - zamiast czekać te 20 minut by mi się Jamestown ściągnął, spokojnie mogę zainstalować go sobie z płytki i bez zbędnego czekania zacząć grać. Fakt, idzie mi na to trochę więcej pieniędzy, można powiedzieć że niepotrzebnie dokładam do interesu, ale kurcze, ludzie - jestem kolekcjonerem, chcę mieć grę w pudełeczku na półce. Chcę móc spojrzeć na tą półeczkę, przemykać oczami po kolejnych tytułach wypisanych na grzbietach boxów, by w końcu zatrzymać się na jednym i powspominać fajną/przyjemną/trudną/frustrującą grę i chwile, które przy niej spędziłem.
Gry na parę :D
I żeby była jasność - nie ganię dystrybucji cyfrowej (chociaż za jej niewymienione wady, należało by się), gdyż faktycznie jest ona świetnym sposobem na kupno gry w naprawdę niskiej cenie. Lecz szkoda jedynie, że podczas większych promocji...

No nic robaczki, żegnam i do przeczytania następnym razem :)

2 komentarze:

  1. Podzielam zdanie. Nie chciało mi się czytać całego artykułu, ale jest jeszcze jedno pytanie. Co się stanie jak steam przestanie działać? :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Steam przestanie działać, to będzie jeden, wielki klops :D

      Usuń